O, święty Platfusie! Ten dzień przejdzie do historii jako najbardziej niepojęte i tragiczne wydarzenie w dziejach Austro-Węgier. Nad ranem, wychynąwszy z głębin nieznanych mórz, potężne ośmiorniki pojawiły się na brzegu Dunaju, siejąc spustoszenie w stolicy monarchii. Masywne macki przecinały ulice, niszcząc domy i wywołując panikę wśród mieszkańców.
Pierwszym świadkiem zdarzenia był wachmistrz Otto Gruber, który, pełniąc straż przy Schwedenplatz, dostrzegł, jak ogromne cielska bestii wyłaniają się z rzeki. – To nie był żaden sen, choć wyglądało jak koszmar! Ich macki miały długość kilkudziesięciu metrów, a siła, z jaką uderzały, przewracała wozy! – relacjonował roztrzęsiony Gruber.
Nie ustają spekulacje na temat źródła tego ataku. Jedni twierdzą, że to kara od natury za wynalazki ery przemysłowej, inni podejrzewają nieudany eksperyment naukowców z cesarskiej Akademii Wiedzy.
Sam cesarz Franciszek Józef ogłosił mobilizację wojsk rzecznych, by chronić kraj przed nieznanym zagrożeniem.
Ośmiorniki wycofały się do Dunaju po kilku godzinach walki, zostawiając za sobą zgliszcza i przerażenie. Kraj żyje teraz w obawie, czy te potwory z głębin znów zaatakują.
Na zdjęciu: Margit Panyola, korespondentka oraz Ignacy Herrgott, redaktor naczelny Herrgott Universum. W tle ośmiornik.
świat według Hipolita
Pięściarstwo dentystyczne
W madziarskim Peczu starli się ze sobą dwaj giganci sportu: weteran Szandor i młodzian Laco.
Mecz był zacięty, cios za cios, byliśmy świadkami feerii uników, zwodów, wszystko prezentowane na miękkich nóżkach. Jakby balet, choć nieco krwawy. Od zawodników w każdym ruchu biła pasja, a od starego również zapach cebuli. Wszystko szło dobrze, aż do trzeciej rundy.
Wtedy to młody Laco wystrzelił lewym prostym. Trafił Szandora wprost w uchylone usta. Ten, jak wiadomo, zęby zjadł na boksie. I to dosłownie. Nie było tam już nic, ani siekaczy, ani kłów, ani nawet trzonowców (zębów mądrości tam nigdy nie było). Pięść zatem weszła gładko, jak w alpejskie masełko, po sam nadgarstek. Weszła i zatrzymała się na małym dzyndzelku, który przypominał do złudzenia treningową bokserską gruszkę.
Kiedy tylko zaskoczony zawodnik próbował wyciągnąć swoją pięść, zagłębioną w ustach Szandora, nie dało się tego zrobić. Utknęła. Żadną siłą nie mógł jej wyszarpać.
Szandor się tym nie przejął. Choć sytuacja nie miała precedensu, nie dał się zjeść rutynie. Nawet się nie cofnął, nie ugiął na kolanach. O jakimkolwiek nokaucie nie mogło być mowy. Stał twardo na nogach. Miał teraz oponenta z unieruchomioną kończyną na wyciągnięcie pięści.
Nie miał litości. Tłukł jak w worek, mimo rozpaczliwych prób przeciwnika wyzwolenia się z klinczu. Tłukł i tłukł, aż Laco zemdlał i zawisł trzymany tylko w pionie przez dłoń utkwioną w ustach Szandora.
Fantastyczne zwycięstwo. Mistrz pełną gębą!
Kronika kryminalna inspektora winklera
Rysownik policyjny był geniuszem. Jego portrety pamięciowe osiągały zawrotne ceny na aukcjach. Ludzie dosłownie zabijali się, by ich uwieczniał.
18 zestrzelonych statków powietrznych na zawodach baloniarskich. Śledztwo wykazało, że lepiej nie łączyć tej imprezy z pokazem fajerwerków.
Inspektor myślał, że to żart, widząc w rubryce Przyczyna Zgonu „złamane serce”. Zmienił zdanie, gdy zobaczył narzędzie zbrodni. Młotek.
Prawo na lewo
Drodzy Czytelnicy, poznajcie mecenasa Jánosa Törvény. Drżą przed nim sędziowie, oskarżyciele i sami poszkodowani. Sprawia, że na wolność wychodzą najwięksi złodzieje, mordercy i malwersanci. Törvény zostałby adwokatem samego diabła, gdyby ten tylko odpowiednio zapłacił.
Jego specjalnością jest prawo. Prawo dżungli.
mięso armatnie Majora von Fleisch
Szanowni Smakosze Wojennych Frykasów! Oto w mej pierwszej korespondencji z dalekiego frontu przesyłam świeżutką, językową przystawkę. Guten Appetit!