— Nasz plan był zaskakujący jak koniec hejnału z Wieży Mariackiej — stwierdził Walther Glock, herszt gangu weteranów, który napadł na bank rodziny Rotszyldów.
Rzeczywiście, do tej pory mało kto wierzył, że można w biały dzień napaść na bank, a dokładniej na Imperialną Austriacką Uprzywilejowaną Instytucję dla Handlu i Przemysłu, największą i najbogatszą w całym kraju. Gdy jest się przy zdrowych zmysłach, tego się po prostu nie robi.
We wtorek rano do głównej sali owej instytucji wtoczyli się zziajani i znani sprawcy. Do przygłuchego Abla Babla i jednorękiego Walthera Glocka, dołączyli dyszący wojenni weterani w wytartych mundurach – zwalisty, poruszający się po omacku Luka Banja z opaską na oczach i milczący olbrzym Vlad Popyscu, o ciętym, dosłownie, języku.
Jako ostatni do banku wskoczył kapitan Dömötör Gödöllő, postukujący rytmicznie drewnianą nogą. To zapewne na jego cześć statek, którym mieli uciec w dół Dunaju, nosił dumne miano Kuter Noga.
Glock dobył parasolki i krzyknął, że to napad. Najpierw po niemiecku, a potem w pozostałych oficjalnych językach obowiązujących w Austro-Węgrzech. Dla pewności, że komunikat dotarł do wszystkich, Vlad pokazał też odpowiednie instrukcje w języku migowym. Damy zaczęły piszczeć i mdleć kolejno, gdy słyszały wersję w swojej mowie. Na szczęście miały bufiaste suknie, które łagodziły upadki.
— Ręka do góry, Glock! — krzyknął inspektor Matthias Winkler, który, jak się okazało, był na miejscu.
— To już od początku mi śmierdziało. Kiedy ruszaliśmy na akcję, drogę przebiegł nam czarny kot — pokazał na migi wielki Vlad, rysując w powietrzu kolejno początek, śmierdzenie, ruszanie, akcję, drogę, przebiegnięcie, kolor czarny i kota. Wypowiedź skwitował prychnięciem ustami połączonym z rozłożeniem rąk, oznaczającym zapewne słowo „pech” lub jakiś nieznany wulgaryzm.
Na zdjęciu: Gang Niepełnosprytnych Weteranów w akcji.
ŚWiat według Hipolita
Kasa na wyciągnięcie ręki
(nawet jeśli nie masz ręki)
Rozmawiamy z Włodzimierzem Rotszyldem (nie z tych Rotszyldów), dyrektorem banku Złotego Dwugłowego Orła.
Hipolit: Panie dyrektorze, coraz częściej słyszymy o napadach, w których sprawcami są niepełnosprawni. Skąd ten trend?
Dyrektor: Cóż, postawiliśmy na dostępność. Budujemy podjazdy, niskie lady, przyciski alarmowe w zasięgu ręki. Przyciągamy nowych klientów. W planach mamy o wiele więcej. Nasze drzwi otwarte są dla każdego, kto trzyma nas na muszce.
Hipolit: Nie martwią pana te rabunki?
Dyrektor: Skądże. Podniesiemy opłaty i inni klienci zapłacą za wszystko.
Hipolit: Świetny pomysł, brawo! Dziękuję za rozmowę, dyrektorze.
Kronika kryminalna inspektora winklera
Chcieli demokracji. Wreszcie wywalczyli, że mogą pójść do urn. Ale za kremację musieli zapłacić sami.
— Odchodzę… — szepnęła. Tego nie mógł znieść. Wystrzelił. — …od zmysłów, gdy cię nie ma.. — dokończyła zdanie, konając.
Choć działał sam, siedział za przestępczość zorganizowaną. Był pedantem. Wszystkie łupy skrzętnie księgował w skoroszytach i organizerach.
Prawo na lewo
Wyrok w zawieszeniu, zwany „podniebną lekcją pokory”, to kara dla tych, którzy złamali prawo, lecz nie aż tak, by wsadzać ich za kratki. Skazaniec żyje niby zwyczajnie, ale wisi nad nim paragraf, gotów spaść przy byle okazji. Idealna kara dla bujających w obłokach.
mięso armatnie Majora von Fleisch
Na przystawkę: gołąbki niepokoju
Sposób przygotowania
Wypatrujemy i nadziewamy ołowiem trzy dorodne, fruwające nad frontem białe gołębie, najlepiej z gałązką oliwną w dziobie. Należy upewnić się, że aromat wojny przeniknie każde piórko. Podsmażamy na tłuszczu z konserw kawaleryjnych i okrywamy liściem kapusty. Podajemy z sosem z granatów — na ostro, rzecz jasna!