Błysnął reflektor, a na scenę w wiedeńskim Domu Dekadencji wkroczyła dama ubrana w seledynową suknię z koronkami i długim trenem. Wyglądała jak uosobienie secesji, jugendstilu i belle époque.
Ignacy Herrgott
Przed nami stała boska sylwetka Gerdy Zene, wśród falujących koronek, tonąca w tiulach, muślinach i jedwabiach z cienkimi aksamitami. Nie mówiąc o atłasach i szyfonach.
Orkiestra grała, a ona powoli, z namaszczeniem, zaczęła zrzucać kolejne elementy garderoby. Najpierw wachlarz, potem jedwabne rękawiczki, które zamaszystym ruchem rzuciła w stronę publiczności. Jedna z nich trafiła wprost w twarz rumianego barona Welthausa.
Kolejne były broszki – bursztynowa, z czarnych pereł – odpinane z finezją. Potem kilka innych.
Wreszcie przyszedł czas na suknię. Każdy z trzymających ją paseczków odwiązywany był osobno. Z wolna. Gdy wreszcie po godzinie dama zsunęła wierzchnie okrycie, odsłoniła koronkową halkę i idealnie opływający ją gorset.
Ktoś gwizdnął, ktoś klasnął w dłonie. Został jeszcze tylko zapinany na guziczki z tyłu gorset z fiszbinami, jedwabne pantalony, kapelusz i buciki z ważką. Dama rozpoczęła właśnie siłowanie się z metalową konstrukcją krynoliny.
Wreszcie ostatnie mocowanie odpadło z cichym brzękiem, a po chwili cały gorset odskoczył, jak zbroja płytowa od ściśniętych pod nim piersi.
Czy to już moment kulminacyjny? Zobaczymy to, na co wszyscy czekaliśmy?! Tak!
Nie… Pod gorsetem ukazała się kolejna luźna, falbaniasta halka na ramiączkach. A potem kolejna. I kolejna.
Ech…
Wydawało mi się, że usłyszałem cichutki jęk zawodu ostatniego przytomnego gościa na sali. Wydawało mi się, bo już wtedy smacznie chrapałem. Podobnie jak pozostali goście, cała orkiestra, wszyscy cesarscy szpicle i agenci.
Na zdjęciu: Gerda Zene. Pionierka austro-węgierskiego striptizu.
Margit: całkiem niezła sztuka
Atlas grzybów jadalnych, wydanie drugie, poprawione
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak blisko można podejść do granicy zdrowego rozsądku, a jednocześnie zachować pozory literatury edukacyjnej, „Atlas Grzybów Jadalnych, wydanie drugie, poprawione” to książka, która powinna znaleźć się na Waszej półce.
Wydawnictwo Niezbyt Pewnych Porad z Pragi, pionier literatury ryzyka, powraca z nowym wydaniem.
Oficyna ta od lat specjalizuje się w książkach, które budzą więcej pytań niż odpowiedzi. Z ich rąk wyszły takie klasyki jak „Kompletna encyklopedia dzikich zwierząt, które cię prawdopodobnie zjedzą”.
W „Atlasie grzybów jadalnych” znajdziemy opisy takich specjałów jak Ropuszy Kociubek (Toxicus amphibiorum): „Rzadki, ale niezwykle dekoracyjny. Kusi swoją niepozorną urodą i ciekawą teksturą. Doskonale komponuje się z daniami, które mają pozostać tajemnicą do końca. Jak długo? To zależy od twojej odporności na toksyny”.
Zdaniem anonimowego autora, „granica między grzybem jadalnym a niejadalnym jest cienka – jak serwetka w wiedeńskiej kawiarni”. Głosi on, że wiele uznanych za trujące gatunków to w rzeczywistości „po prostu źle zrozumiane dary natury”, a zatrucie to głównie kwestia nastawienia psychicznego.
Podsumowując, dla miłośników mocnych wrażeń, eksperymentalnej kuchni i tych, którzy nie boją się podejmować decyzji w stylu „co mi tam”, „Atlas grzybów jadalnych, wydanie drugie, poprawione” to pozycja obowiązkowa.
Do zamówienia w najlepszych książnicach.
Tuż przed zamknięciem tego numeru dotarła do nas wieść, że niniejsze wydanie „Atlasu” zostało wycofane ze sprzedaży. Zawierało literówki.
Kronika kryminalna inspektora winklera
Mówili, że zniewieściały, miękki i nie nadaje się na bossa. Udowadniał, że się mylą. Szczuł ich swym spienionym pitbullem. — Bierz ich, Fifi!
Na rozmowie o pracę przyznał, że wcześniej był mordercą na zlecenie. Dyrektorowi sprzedaży to nie przeszkadzało. Cenił skuteczne rozwiązania.
Policja w Persji musiała być niezwykle skuteczna. Rozwiązywali wszystko, bo trudno jest zamiatać sprawy pod latający dywan.
Prawo na lewo
Adelajda, żona oskarżonego Tobiasa W., miała jeden wyjątkowy talent – potrafiła mówić bez przerwy przez długie godziny, zmieniając tematy z prędkością telegrafu. Tobias, początkowo oczarowany jej elokwencją, szybko zrozumiał, że jej przemowy nie kończą się nawet wtedy, gdy zamykał drzwi do swojego gabinetu.
Kiedy pewnego wieczoru, po czterech godzinach monologu o wyższości porcelany nad fajansową ceramiką, Adelajda nie zamierzała robić nawet przerwy na oddech, Tobias rozczulił się nad sobą i uznał, że jest biedny. A potem pomyślał, że jest na tę biedę sposób, bo przecież milczenie jest złotem.
mięso armatnie Majora von Fleisch
Wieści z frontu? Cóż. Veni, vidi i… nici. Ale nic to, jeszcze będzie dobrze, jeszcze zwyciężymy! CK żołnierz się nie poddaje. Trzymajcie swoje wyrwane przez szrapnel kciuki!